Blog o zdrowiu i zdrowym żywieniu oraz szybkim gotowaniu

Shabu Shabu – azjatyckie gorące kociołki

Nikogo nie powinien dziwić mój kolejny post o azjatyckiej restauracji. Jestem gorącym zwolennikiem tej kuchni – jej różnorodności przypraw i składników. Shabu Shabu na Mokotowskiej odkryłam ponad pół roku temu i od tamtej pory regularnie odwiedzam – szczególnie wtedy kiedy chcę odpocząć od węglowodanów a jednocześnie zjeść dużo, zdrowo i smacznie:) Ponadto Shabu Shabu jest restauracją, w której w gorącym kociołku (hot pot) mogę ugotować samodzielnie dobrane składniki – a to jest dopiero zabawa.

 


Shabu Shabu jest średniej wielkości lokalem z kilkoma oddzielonymi od siebie stołami, w których zamontowane zostały podgrzewacze na kociołki. Taka forma spożywania posiłków i zarazem spędzania czasu w towarzystwie przyjaciół, znajomych, rodziny jest bardzo popularna w krajach azjatyckich). Menu Shabu Shabu składa się z dosyć długiej listy składników (mięsa, owoce morza, grzyby, rośliny, makarony, buliony), z których można skomponować własne dania ale również z dań gotowych tj. smażone makarony, dania curry, zupy – także nie każdy musi od razu gotować:). Nie należy się obawiać tego egzotycznego jak na polskie warunki miejsca – obsługa Shabu Shabu z cierpliwością tłumaczy zasady korzystania z kociołków i  opisuje składniki.
Shabu Shabu – jeden ze stołów w formie baru, większość jednak znajduje się w wydzielonych lożach
Shabu Shabu
Od czasu wizyty w Tajlandii moim faworytem w kuchni azjatyckiej jest szpinak wodny – W Bangkoku i Chiang Mai zamawiałam go codziennie do każdego posiłku:). W Shabu Shabu szpinak wodny możne zamówić w postaci sałatki lub na surowo do przyrządzenia w kociołku.
Sałatka ze szpinaku wodnego (9,00) – z sezamem i lekko pikantnym sosem
Shabu Shabu
A oto składniki mojego kociołka – tofu, kulki rybne, krewetki, makaron pho brązowy, grzyby enoki, zielenina: bok choy, yu choy, szpinak wodny, do tego wybrałam bulion tajski (całość 24,00). Widoczne na zdjęciach sosy (tajski, sojowy, pikantny chilli) podawane są do kociołka.
Shabu Shabu
Całość ląduje we wrzącym bulionie tajskim – warto zapytać się obsługi, ile które składniki potrzebują czasu na ugotowanie tak aby nie przegotować np owoców morza – będą gumowate lub nie rozgotować makaronu.
A tak wygląda część mojego dnia po wyjęciu z bulionu – po prostu pycha:)
Shabu Shabu
M. tym razem zamówił danie gotowe – makaron pho brązowy w czerwony curry z krewetkami i kurczakiem – bardzo lekkie, świeże danie, w którym udało się zachować smak poszczególnych składników nie przytłaczając go zbyt dużą ilością przypraw.
Shabu Shabu
Warto zaznaczyć, że w Shabu Shabu nigdy nie czekałam na podanie zamówienia dłużej niż 10-15 minut – a dla mnie, wiecznego głodomora, to jedna z zalet tego miejsca.
Do Shabu Shabu można przyjść na lunch lub kolację ale jest to również ciekawe miejsce na spotkanie biznesowe.
Rachunek za opisane dania plus woda i herbata wyniósł 74,00 zł – cena jest bardzo atrakcyjna jak na takie egzotyczne (mam na myśli roślinność) i świeże składniki:)
Informacje dodatkowe:
dojazd i parkowanie – na Mokotowskiej praktycznie nie ma miejsc do parkowania i nie ma znaczenia czy jest to weekend czy dni pracujące. Shabu Shabu mieści się pomiędzy Placem Zbawiciela a Pl. Trzech Krzyży – bliżej tego pierwszego
rezerwacja stolików – możliwa, ja przeważnie przychodziłam w tygodniu i nie miałam problemów z wolnym stołem bez wcześniejszej rezerwacji
godziny otwarcia:
codziennie od 12:00 do 22:30
Shabu Shabu (Facebook) – ul. Mokotowska 27, Warszawa Śródmieście
tel: +48 535 685 750
3 Discussions on
“Shabu Shabu – azjatyckie gorące kociołki”
  • Warto sądzę jeszcze dodać, że jest to miejsce, w którym za dosłownie kilka złotych możemy samodzielnie przyrządzić Dim Sum – pierożki z rozmaitych ciast z różnorodnymi farszami, przyrządzane na parze w wiklinowych koszyczkach.

    Niestety jest to totalny killer do późniejszego strawienia 🙂

  • Obsługa, to bym nawet powiedziała przecudowna. Sporo ciekawych rzeczy do wrzucenia do kociołka.
    W sumie wybrałam podobne składniki do twoich, tylko zamiast owoców morza wzięłam sobie wołowinkę (którą niestety przeciągnęłam- nie stosowałabym się do instrukcji, że należy ją gotować 2 minuty- to za długo na takie cienkie plasterki) i lotos zamiast tofu.
    Uparowałam sobie też po jednym rodzaju pierożka. Te w cienkim cieście były bez szału (nadzienie warzywne i krewetkowe) ale taki większy drożdżowy (nie pamiętam dokładnie jak się który nazywał) z mięskiem był wspaniały 🙂
    Może to też kwestia niewłaściwego gotowania ale prawdę mówiąc wolę polską botwinę od szpinaku wodnego 😉
    Porcja bulionu to moim zdaniem starczy na dwie osoby, dla mnie w każdym razie było go za dużo.
    Próbowałam też puddingu z mango i awokado. Desery składają się ewidentnie ze mango i mleka kokosowego lub awokado i mleka skondensowanego, więc jeśli ktoś lubi takie smaki to polecam.

  • Super, że się wybrałaś:) dziękuję za komentarz:) Ja dopiero przy drugiej wizycie nauczyłam się gotować w kociołkach i uważać na czas trzymania poszczególnych składników w bulionie:) Wołowinę i ośmiornicę trzymałam za długo i były za twarde:( A od szpinaku wodnego to chyba jestem uzależniona – uwielbiam go:) co do botwiny – to też jest rewelacyjna:)